Marienburg.pl
Nasze Miasto, Nasza Pasja...

Freestyle - Co jedliśmy w dzieciństwie

Grażyna - Pon 19 Lip, 2010 07:22

Hagedorn napisał:
Ślaz dziki
:-D "babi serek" - tak to w bardzo zamierzchłych czsach nazywaliśmy i zjadaliśmy jego nasiona. Swoją drogą, jak sobie przypomnę czego to jako dzieci nie próbowaliśmy zjadać :shock:

Linka - Pon 19 Lip, 2010 08:47

Ja też jadłam! :-D I mnóstwo innych roślinek. Aż dziw, że się nie potrułyśmy ;-) Ciekawe, czy współczesne dzieciaki też jedzą ;-)
Hagedorn - Pon 19 Lip, 2010 09:05

Linka napisał/a:
Aż dziw, że się nie potrułyśmy ;-)

np. bieluniem :hihi:

Grażyna - Pon 19 Lip, 2010 12:15

Hagedorn napisał/a:
np. bieluniem

akurat pod ręką nie było, ale młode liście z lipy, małe, słodkie różyczki rosnące na drzewie, którego nazwy nie znam (rosło ich parę na Słowackiego naprzeciwko obecnego SANEPiD-u), owoce głogu różnego rodzaju, tarninę, wypijanie słodkiego soczku z białej pokrzywy (jasnoty), dziką różę po wydłubaniu włochatych pestek, babi serek,orzeszki z buka, owoce morwy (rosła koło koszar), szczaw zbierany gdzieś po łąkach, nie wspominając poziomek, których kiedyś mnóstwo rosło w pobliżu bunkru na "Ajzenaku".
Ogólnie :-P

Linka - Pon 19 Lip, 2010 23:36

Grażyna napisał/a:
owoce morwy (rosła koło koszar)

Ja jadłam te z morwy naprzeciwko dawnego Gastronomu. Jasnotę tez spożywałam, wespół z pszczółkami, buczynę też, takie serduszka z roślinki, której nazwy nie pamiętam, szczaw z ogródka sąsiadki i inne przysmaki właściwe wiekowi dziecięcemu ;-)

Grażyna - Wto 20 Lip, 2010 07:27

Linka napisał/a:
takie serduszka z roślinki, której nazwy nie pamiętam

To tasznik pospolity (nazywany przez dzieci serduszkami Matki Boskiej), ogólnie pozytywne ziółko, mające m.in. działanie wzmacniające.
Skądś się wiedziało, co można jeść, a czego nie i właściwie to jadaliśmy "zdrowe" rośliny. :-)

karVVan - Wto 20 Lip, 2010 20:03

No to jeszcze dorzucę ,że jadłem te wszystkie przysmaki opisane powyżej,do tego lizałem słodką żywicę z niektórych drzew i zbierałem pieczarki :-)
Park zaczynał się na mojej ulicy(Heckenweg) a więc wszystko na wyciągnięcie ręki..
Do tego,w tych czasach,ludzie hodowali kurki,kaczki,króliki a nawet świnki-dla tychże zwierzaków,park stanowił wspaniałe zaplecze.Sam zrywałem mlecze i trawy dla moich królików. Pasł się też czasem konik p.Orzęckiego(p.Orzęcki i jego konik pracowali na terenie zamku).Prawie codziennie przechodził moją ulicą.

Grażyna - Wto 20 Lip, 2010 21:02

karVVan napisał/a:
No to jeszcze dorzucę ,że jadłem te wszystkie przysmaki

Ja też wyrastałam na mięsku z królików i przydomowego drobiu. Oprócz tego Ś.P. mój tato "pasł" mnie pszczelim mleczkiem i pyłkiem kwiatowym z miodem, który przyrządzały jego pszczółki z przydomowej pasieki. I tak sobie myślę, że dlatego rośliśmy zdrowo, bo oprócz zwykłego, prostego jedzenia spożywalismy instynktownie różne zielska, które miały zbawienny wpływ na nasz organizm. Żadna matka wtedy nie prowadziła dzieciaka z byle katarem do lekarza. A dziś - katar - i zaraz recepta na 5-6 dgrogich medykamentów, a za dwa dni okazuje się, że jest zapalenie płuc i trzeba następnych 5-6 jeszcze droższych medykamentów. A nas, jako dzieci matki leczyły naparem z lipy, z czarnego bzu, herbatą z cytryną, piliśmy tran. Jak się ktoś skaleczył to przykładało się liść z babki (taka roślinka), jak ktoś dostał kurzajek to się smarowało sokiem z jaskółczego ziela. Włosy myło się zółtkiem jaja, albo rozgotowanym szarym mydłem i płukało się wodą z octem, albo wywarem z pokrzywy lub tataraku. Blondynki (naturalne) płukały włosy w wywarze z rumianku.

Dohler - Wto 20 Lip, 2010 21:20

A z grzybków, to jadaliśmy takie małe, na cienkich nóżkach, później dowiedziałem się, że to twardzioszek przydrożny, czy jakoś tak. Jedliśmy też nasiona niskiej roślinki, rosnącej przy ścieżkach. Miały kształt małych kółek, nazywaliśmy je oponkami.Może ktoś pamięta?
kolekcjoner - Wto 20 Lip, 2010 21:31

Dohler napisał/a:
z grzybków, to jadaliśmy takie małe, na cienkich nóżkach, później dowiedziałem się, że to twardzioszek przydrożny

... zwany powszechnie na Pomorzu (i nie tylko) "tańcownicą" ... a może jeszcze jakoś tam, ale ja znam tą nazwę ;-)

Grażyna - Wto 20 Lip, 2010 21:38

Dohler napisał/a:
A z grzybków, to jadaliśmy takie małe, na cienkich nóżkach, później dowiedziałem się, że to twardzioszek przydrożny, czy jakoś tak. Jedliśmy też nasiona niskiej roślinki, rosnącej przy ścieżkach. Miały kształt małych kółek, nazywaliśmy je oponkami.Może ktoś pamięta?


nie kojarzę tych wpomnianych przez Ciebie roślinek z okrągłymi nasionami. Możesz coś więcej o nich napsać? Podobny mógł być wspomniany już wyżej "babi serek" czyli ślaz pospolity, albo inna nazwa ślaz zaniedbany

Dohler - Wto 20 Lip, 2010 21:51

Roślinka ta była niska, prawie płożąca się. Listki wielokątne, parasolkowate. Nasionka były podobne do kółek resoraków, tylko nie czarne, a zielone (jasno z.).
markis - Wto 20 Lip, 2010 22:25

Dohler ! Jasno-zielone, małe.Roślinka rosła między kamieniami, którymi było wybrukowane podwórze. Do jadłospisu dorzucę kwiat głogu z czarnymi malutkimi robaczkami. Nie wszystkie udawało się wytrzepać. Suszyliśmy kwiat lipy i jabłka pokrojone w ósemki. Czasami Matka zrobiła kartofelki marcepanowe lub krówki na patelni. A jak nie było nic innego, to kręciłem kogel-mogel (czasami z kakałem). Chorowałem na koklusz, odrę i chyba na świnkę. No właśnie. Dlaczego ja póżniej nie chorowałem ? Kiedyś tak bardzo chciałem zachorować ( żeby nie pójść do szkoły) ;-) , że zjadłem na surowo dwa kartofle. I nic. :-(
Natomiast nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy jadłem lody. :shock:

Kumak56 - Wto 20 Lip, 2010 22:34

markis napisał/a:
nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy jadłem lody

W kwestii formalnej - co mają lody do " Kwiatuszków " ? :-/

Hagedorn - Sro 21 Lip, 2010 07:51

Kumak56 napisał/a:

W kwestii formalnej - co mają lody do " Kwiatuszków " ? :-/

nic - wydzielam temat! ;-)

markis - Sro 21 Lip, 2010 09:25

Przepraszam :ops: Zagalopowałem się.
Hagedorn - Sro 21 Lip, 2010 09:45

markis napisał/a:
Przepraszam :ops: Zagalopowałem się.

ale teraz już możesz popuścić wodze! :->

Kuglow - Sro 21 Lip, 2010 10:51

Ale Wy starzy jesteście (taki żarcik) !! :hihi: :peace: :mrgreen: Potwierdzę to co napisali moi przedmówcy. Mały człowiek wkładał do paszczy różne dziwne zielska (o pokrzywach nie będę wspominał bo pewnie jedliście :mrgreen: ) i pił czasem wodę ze strumieni podejrzanych i inne mikstury (np. sok z młodej brzozy) lecz sporadycznie zdarzały się przeziębienia i jakieś inne choróbska. Także dla mnie jest to tajemnicą , skąd wiedzieliśmy o tym , że dane zielsko można zjeść. Pieczenie nad ogniskiem w lesie ślimaków winniczków to już temat na inną opowieść. :mrgreen:
Grażyna - Sob 10 Gru, 2011 21:51
Temat postu: Idą święta, czas odgrzać temat.
Wszystkim przeciwnikom Cukrowni w Malborku dedykuję :mrgreen:
Oto, co jadało się w czasach mojego dzieciństwa z cukrem
- chleb z wodą i cukrem
- chleb ze smalcem i cukrem
- chleb smażony na oleju, oczywiście z cukrem
- kasza manna na gęsto z cukrem
- kalafior gotowany z topionym masłem i cukrem (podobnie fasolka szparagowa)
- rabarbar surowy z cukrem,
- porzeczki, maliny, truskawki - obowiązkowo z cukrem
- kto doda coś jeszcze?

A kto z Was jadł i wie co to były makagigi?

Mytoon - Sob 10 Gru, 2011 22:06

Kasza z cukrem i obowiązkowo żółtko do tego. Mmmmmmmmmmmmmmmm. :hihi:
Ja jako dziecko lubiłem starte jabłko z cukrem i do tego pokruszone herbatniki szkolne. ;-)

A babcina babka drożdżowa z masłem to był smak!

Innym smakiem z dzieciństwa były morwy. Koło "Gastronomu" rosło drzewo z tymi owocami. :mrgreen:

Item - Sob 10 Gru, 2011 23:53

Dobry był też chleb ze śmietaną gęstą i cukrem na wierzchu, kogel-mogel (czyli jajo z cukrem) też smakował świetnie i jagody z cukrem (albo porzeczki czarne). A na wspomnianej morwie łapałem chrabąszcze majowe (ale ich nie jadłem ;-) ).
Dana - Nie 11 Gru, 2011 10:27

Morwy to jadłam z drzew na Żeromskiego, rosły między szkołą a wieżą ciśnień, bliżej wieży.
Gęsta śmietana z rynku, nożem można było kroić :ok: . A że idą święta... do smaków dzieciństwa i DOMU należała obowiązkowa kutia - z taką ilością bakali, jaką w danym roku udało się zdobyć, na maksa, co kiedyś nie było łatwe. Pszenica musiała być specjalnie "upichana" i kiedy nikt już nie przynosił na rynek, to ojciec przywoził z hali w Gdyni, a później przysyłał mu znajomy z drugiego końca Polski. Bo kutia musiała być z pszenicą :peace:

wacek - Nie 11 Gru, 2011 12:56

Dohler napisał/a:
Roślinka ta była niska, prawie płożąca się. Listki wielokątne, parasolkowate. Nasionka były podobne do kółek resoraków, tylko nie czarne, a zielone (jasno z.).

Jadało się i co najciekawsze smakowało., nie pamiętam jak to nazywaliśmy, ... chlebki ? czy coś w tym stylu.

xray1815 - Nie 11 Gru, 2011 23:59

Kuglow napisał/a:
Pieczenie nad ogniskiem w lesie ślimaków winniczków to już temat na inną opowieść. :mrgreen:

Myślę Maćku że obaj możemy opowiedzieć o róźnych stworzeniach pieczonych na ognisku w lesie :P

A mnie z dzieciństwem nieodzownie kojarzy się smak ziemniaka prosto z ognicha.

Item - Pon 02 Sty, 2012 19:55

Głowy nie dam ale zdaje mi się, że te "boże chlebki", "chlebki" czy jak je zwał to owoce ślazu zaniedbanego. A skąd wiadomo było co jeść i się nie otruć? Bo inni już wcześniej to zjedli ;-) , w każdym razie ja nigdy nie byłem jako ten pierwszy do spróbowania...
Linka - Pon 02 Sty, 2012 21:29

Pewnie masz rację z tym ślazem, co lepsze, jest to rodzina lecznicza i stosowana w chorobach układu pokarmowego, więc nie dziwota, że nikt się nie pochorował :-)
camel - Pon 02 Sty, 2012 22:03

Do opisanych wyżej przysmaków ja dorzucę jeszcze "ulęgałki". Tak nazywało się bardzo małe (wielkości czereśni) gruszki, zielone i twarde. Po zerwaniu należało je położyć na strychu na sianie i odczekać aż się "uleżą" - czyli zmiękną i zabarwią na żółto. Pycha.
I jeszcze jeden specjał jedzony w dzieciństwie. Rydze smażone na blasze węglowej kuchni. Tylko kapelusze - blaszkami do góry. Lekko posolone "pociły się" we własnym soku i miękły. Jedzone na ciepło - niebo w gębie.

Linka - Pon 02 Sty, 2012 23:00

Rydze były też przepyszne, smażone na masełku :-) Obowiązkowo po grzybobraniu ;-)
Dohler - Wto 03 Sty, 2012 13:30

Rydze na masełku, to już "dorosłe", legalne jedzenie. Te smażone na płycie, przeważnie ukradkiem były znacznie lepsze. " Boży chlebek" to faktycznie ślaz zaniedbany.
Dohler - Wto 03 Sty, 2012 14:09

Boży chlebek

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group