Marienburg.pl
Nasze Miasto, Nasza Pasja...

Freestyle - W co było grane

Grażyna - Pią 01 Sty, 2010 12:39
Temat postu: W co było grane
W co było grane.


Tuż po II wojnie światowej, z oczywistych powodów nie było zbyt wielkich możliwości sprzętowych służących do zabawy nam dzieciom, jednak bawiliśmy się różnymi zabawkami i sprzętami, graliśmy w takie gry, które dziś nic, lub niewiele mówią naszym następcom.
Z uwagi na to, że jednak jest to już - niestety – dość odległa historia, proponuję rozwinięcie tematu i dodanie szczegółów - przez Tych, którzy pamiętają, a które umknęły mi z racji oddalenia w czasie, lub tylko szczątkowej wiedzy.

Zabawy „dziewczyńskie”
Ulubionymi zabawkami dziewczynek były oczywiście lalki. Były z tzw. celuloidu, różnej wielkości, bywały też tzw. „śpiące” – zamykające oczy, ale dość drogie. Te mamy, których nie było stać na kupno ekskluzywnej lalki dla swojej córki, mogły na rynku nabyć celuloidową główkę, którą można było przyszyć do własnoręcznie wykonanego tułowia. Zdolniejsze mamy szyły takie korpusy, wypchane trocinami i wyposażały lalki we własnoręcznie uszyte sukienki.
Domki dla lalek. Można je było oczywiście kupić, ale co zdolniejsi tatusiowie potrafili je wykonać sami. Miałam osobiście taki domek, prawdopodobne jego wymiary to ok. 70x50 cm., ze zdejmowanym dachem, oszklonymi okienkami i otwieranymi drzwiami. Domek miał oświetlenie z żaróweczki zasilanej płaską bateryjką. Białe mebelki tata wykonał również sam.

Zabawki dla wszystkich

Kroczący bocian. Po wąskiej deseczce – równi pochyłej kroczył dumnie w dół drewniany bocian.
Dziobiące kurki. Na odpustach, jarmarkach i rynkach można było kupić zabawkę, która składała się z deseczki z rączką ( coś jak mini deska do krojenia). Na niej umieszczone były wycięte ze sklejki , malowane postacie kurek z ruchomymi główkami, połączone sznurkiem przechodzącym przez otwór w deseczce, zakończonym na dole drewnianą kulką. Gdy ruszało się deseczką wprawiając kulkę w ruch okrężny, umieszczone na deseczce kurki „dziobały” ziarno.
Pajacyki i papugi. To zabawki składające się z postaci o wyważonym ciężarze głowy i dolnych partii, umieszczonej między dwoma identycznymi, równoległymi, umieszczonymi w drewnianej podstawie, odległymi od siebie ok. 5-7 cm drucianymi , (podobnymi w kształcie do przodu bramki piłkarskiej) konstrukcjami o lekko podniesionych brzegach, zapobiegających wypadnięcie postaci z konstrukcji. Zakręcenie rączkami spoczywającymi na górnych, poziomych prętach, powodowało obracanie się i przemieszczanie postaci od ogranicznika do ogranicznika, a później bujanie się jej na pręcie.

Wózek na mimośród. Ławka na kółkach mająca z przodu połączoną z kołami ruchoma „kierownicę”, która poruszana „do siebie i od siebie” sprawiała, że wózek poruszał się samodzielnie do przodu (było to chyba wzorowane na drezynach kolejowych).


Toczenie kółka. Popularne bodajże od stuleci toczenie drewnianej obręczy za pomoca krótkiego patyczaka. W powojennych czasach przybrało formę toczenia felgi z koła rowerowego bez szprych lub fajerki z pieca kuchennego w „widełkach z drutu", . ZABAWA I KLASA!

Gry zespołowe

„Szpak”, inaczej „klipa” – grali w to przeważnie chłopcy. Do gry potrzebny był „szpak” grubsze – średnicy ok. 3 –3,5 cm i długości ok. 15 cm drewienko zaostrzone z obydwu stron, oraz dłuższy kij do podbijania tego drewienka. „Szpaka” umieszczało się w wyrysowanej w na ziemi kwadratowej kratce ok. 15x15 cm z lekko wzniesionym do góry jednym końcem. Uderzeniem dłuższego kija powodowało się „podskoczenie” zaostrzonego drewienka, i trzeba było je natychmiast podbić, tak, by poleciało jak najdalej. – I teraz pytanie: jakie były dalsze zasady tej gry ? – Bo nie pamiętam.

Palant. Ta gra teraz prawdopodobnie nazywa się tak elegancko i „po amerykańsku” „ Baseball. Jednakże w czasach powojennych była to popularna gra dla chłopców zwana palantem ( i to nie było obraźliwe!). Potrzebne było do tego spore pole (najlepiej jesienią po zbiorach), kawał grubego kija, no i piłeczka – często wykonywana w domu ręcznie ze starych pończoch. Gumową też można było gdzieś kupić. Zasad niestety dokładnie nie pamiętam, jedynie to, że ktoś musiał mocno odbić kijem(palantem) piłkę, a ktoś inny musiał szybko biegać.

Klasy. Grały w to głównie dziewczyny, ale i chłopcy chętnie się przyłączali. Rysowało się na ziemi coś jakby okno – 2 x 4 = ośmiu polach, z których jedno, – piąte w kolejności licząc od lewej strony, było oznaczone kołem i nazwane „niebem”. Rzucało się najpierw na pierwsze pole płaski kamień, który - skacząc na jednej nodze należało przesuwać z pola na pole. W „niebie” można było odpocząć. Jeśli przeszło się przez wszystkie pola, można było zacząć dalszą grę od drugiego pola, czyli II klasy itd. Przesuwany kamień nie miał prawa znaleźć się na linii, bo to była „skucha” i wtedy grę zaczynał następny gracz.

Gra w pieniądze. To był prawie hazard. Miało się wybraną monetę – często była to przedwojenna, srebrna moneta, która odbijało się o cegłę w murze w taki sposób, aby dotknęła, lub nakryła monety innych graczy. Wygrywał ten, którego pieniążek przykrył monety innych.

StormChaser - Pią 01 Sty, 2010 13:29

Z trochę późniejszych czasów gra w kapsle. Metalowe kapsle z butelek po napojach, piwie przeistaczały się w kolarzy mknących po trasach tworzonych na pasku, ziemi, chodnikach. Napędzane były mocą "prztyknięcia", foliowe wkładki barwiono na wzór koszulek kolarskich. To była cała sztuka otwierania butelki by kapsla nie uszkodzić, a kapselki po Pepsi bardzo rzadko dostępnym luksusie kapitalizmu za złotówki to było coś.
Grażyna - Pią 01 Sty, 2010 15:25
Temat postu: Cymbergaj (lata 60 -te)
Czekam na rozwinięcie zasad gry w "cymbergaja". Kibicowałam, ale dokładnych zasad nie pamiętam. Grało się na szkolnej ławce; dwie ówczesne 20-groszówki były graczami - przeciwnikami. 10- groszówka była piłką "spiritus movens" stanowił grzebyk, którym się wprawiało w ruch swego "zawodnika" tak, by posunął piłkę = 10 groszówkę do bramki przeciwnika. Gra na przerwach szkolnych lub wtedy, gdy nauczyciel spóźniał się na lekcję :-)
camel - Pią 01 Sty, 2010 17:14

Jeszcze o cymbergaju.
Mecz rozpoczynał się na środku boiska. Piłka ustawiona centralnie,po obu jej stronach na linii środkowej zawodnicy, w odległości po około 5 cm . Uderzało się na zmianę.
W wersji szkolnej bramkę stanowiły palce ułożone w "V" i przystawione "do góry nogami" do boiska. Jeśli piłka wypadła poza boisko - był aut.
Bramka się nie liczyła jeśli "zawodnik" wpadł do niej razem z piłką. Za potrącenie swoją monetą monety drugiego gracza był "rzut wolny". W polu karnym był rzut karny.
Do gry służyły także specjalne kostki - najczęściej wykonywane z linijek, kawałka plexi itp. Kształt tego cuda zbliżony był do trójkąta .
Istniała jeszcze wersja "z boiskiem"- prostokątną płytą pilśniową otoczoną bandami z listewek. W miejscu bramki była przerwa w bandzie.
Dozwolony był przy rzutach wolnych i karnych specjalny sposób uderzania: na" zawodniku" kładło się "piłkę", trochę ją wysuwając. Do piłki dostawiało się grzebień lub specjalną kostkę do gry i uderzając w grzebień strzelało się piłką.
Grało się do umówionej ilości strzelonych bramek (5 -11).

Grażyna - Pią 01 Sty, 2010 17:26

:kciuki: :clap: :ok:

[ Dodano: Pią 01 Sty, 2010 17:28 ]
camel napisał/a:
Jeszcze o cymbergaju.

Hagedorn - Pią 01 Sty, 2010 18:58

w cymbergaja nie grałem, ale swego czasu namiętnie graliśmy (w podstawówce) w inną hazardową grę - parapetówki.
używało się 20-groszówek i "wrzucało" swoją monetę na parapet na zmianę z przeciwnikiem - która moneta nakryła czyją, ta wygrywała i zgarniała pulę. niektórzy tracili tak całe fortuny podczas jednej przerwy!

Linka - Pią 01 Sty, 2010 20:21

Dziewczyńskie nowsze - w klasy, w gumę. Ponadczasowa skakanka.
Odpowiednik chłopięcej parapetówki to chyba późniejsza zabawa z Pokemonami? ;-)
A znacie zabawę w "nogę"? Skakało się komuś na stopę, "naskoczony" musiał naskoczyć innemu, żeby tamten przejął naskakiwanie. Oczywiście, wszyscy uciekali przed naskakującym. Były połamane nogi, a jakże :mrgreen:

Gdańszczanka - Pią 01 Sty, 2010 20:30

"Zośka", i krykiet ;-)
camel - Pią 01 Sty, 2010 20:53

Ganiany z piłka do tenisa ( miała jeszcze inne nazwy)
Gra terenowa dla kilku osób. Goniący miał piłkę do tenisa i musiał trafić nią w kogoś uciekającego. Trafiony zostawał goniącym. Najczęściej terenem zabawy było kilka sąsiadujących ze sobą ulic, podwórek, teren osiedla itp. Wolno było wykorzystywać wszystkie przeszkody terenowe do schowania się.

Gra w jedyny
Od lat 70-tych chyba niewiele się zmieniło: kilka osób gra w piłkę nożną do jednej bramki. Piłkę toczącą się po podłożu wolno dotknąć tylko jeden raz. Można za to było żonglować w powietrzu (bez użycia rąk) dopóty nie dotknie podłoża. Kto wybił na aut stawał na bramce.
Zdobyte bramki liczone były na różne sposoby: nogą - jedna, głową -trzy, "angielką" - pięć.

Pikuty
Gra zręcznościowa dla kilku osób polegająca na wbijaniu noża (finka, dobry scyzoryk) w ziemię ściśle określonymi sposobami m.in.
-studzienka - trzymając za trzonek wypuścić scyzoryk w studzience utworzonej z palców lewej ręki tak, aby ostrze wbiło się w ziemię.
- widełki- scyzoryk spoczywał na wyprostowanych dwóch palcach (wskazującym i małym), pozostałe były zgięte. Okrężnym ruchem dłoni , wykorzystując siłę odśrodkową należało go wbić w ziemię.
- ?-/nazwy tej figury nie pamiętam/ scyzoryk spoczywał na wierzchu dłoni, wzdłuż palców. należało go podrzucić tak, aby wykonał w powietrzu obrót i wbił się w ziemię.

Kumak56 - Pią 01 Sty, 2010 22:09

Grażyna napisał/a:
często była to przedwojenna, srebrna moneta

Do dzisiaj posiadam swoją srebrną 3- markówkę - obita niemiłosiernie :-D

Grażyna - Sob 02 Sty, 2010 10:44

camel napisał/a:
Pikuty

W tej grze było sporo "figur" niestety też nie pamietam wszystkich nazw.
Była "buła" - nóż na zaciśniętej w pięść dłoni musiał na zasadzie podobnej do "widełek" wbić się piasek; " bujany" - trzymany za czubek ostrza nóż należało rozkołysać i podrzucić tak by wbił się; "paluszki" - czubek noża dotykajacy czubka palca musiał zrobić obrót wpowietrzu i wbić się w piasek - palce dłoni po kolei; potem różne takie: "łokietek", "ramionko", "bródka", "ząbki", "czółko". W róznych towarzystwach panowały rózne zasady :-)

A kto pamięta grę w kamyki ?

Aida - Sob 02 Sty, 2010 15:51

Jeszcze jest takie coś ze sznurkiem w dwie osoby. Przekłada się związany sznurek przez dłonie i układa go w różne figury. Pająk, łódka (?) nie pamiętam nazwy tej gry. Kiedyś umiałam...
wacek - Sro 11 Maj, 2011 13:23
Temat postu: Re: Cymbergaj (lata 60 -te)
Grażyna napisał/a:
Czekam na rozwinięcie zasad gry w "cymbergaja". Kibicowałam, ale dokładnych zasad nie pamiętam. Grało się na szkolnej ławce; dwie ówczesne 20-groszówki były graczami - przeciwnikami. 10- groszówka była piłką "spiritus movens" stanowił grzebyk, którym się wprawiało w ruch swego "zawodnika" tak, by posunął piłkę = 10 groszówkę do bramki przeciwnika. Gra na przerwach szkolnych lub wtedy, gdy nauczyciel spóźniał się na lekcję :-)

Wersja pokojowa w którą grywałem:
3 monety lub coś podobnego , grzebień lub linijka. Skrajną monetą trafiało się między dwie pozostałe w taki sposób żeby następną również między pozostałe trafić aż do skutku, jeśli monety ustawiły się w linii, co uniemożliwiało trafienie lub strzał był za słaby to zawodnik przegrywał. Wygrywał ten kto oddał więcej trafień prawidłowych.

Dana - Pią 13 Maj, 2011 11:24

Jeszcze w temacie PIKUTY to ta figura, której Camel nie pamięta to OJCIEC albo MATKA - różniły się tym, że raz nóż leżał na wierzchu dłoni a raz we wnętrzu i były to pierwsze figury, a ostatnią po CZÓŁKU była GŁÓWKA.
Inna gra z nożem to były PAŃSTWA - rysowało się na ziemi duże koło i dzieliło od środka na tyle części ilu było uczestników. Każdy stawał na swoim "państwie" i rzucało się nożem w teren przeciwnika a z miejsca wbicia rysowało się linie do swojej granicy anektując w ten sposób ziemię przeciwnika.
Grywałam też w SZPAKA i tu pamiętam do dziś swój strach, żeby nie oberwać "szpakiem" - takie przyśpieszenie nadawała mu "klipa", czyli kij, którym się odbijało.
Czy ktoś pamięta ŻYDKA, inaczej chyba KAMPY? Rzucało się piłką tenisową lub gumową wysoko o ścianę budynku, a następny w kolejce musiał złapać jedną, wyciągniętą w górę ręką. Jeśli nie złapał, to reszta się rozbiegiwała, ta osoba po podniesieniu piłki, rzucała nią w najbliższego, który stawał się "Żydkiem". Coś tak to mniej więcej było.
No i oczywiście wszyscy graliśmy w ZBIJANEGO lub DWA OGNIE (była to jakaś różnica) - zwłaszcza na boisku szkolnym.

Hagedorn - Pią 13 Maj, 2011 11:49

Dana napisał/a:
Inna gra z nożem to były PAŃSTWA - rysowało się na ziemi duże koło i dzieliło od środka na tyle części ilu było uczestników. Każdy stawał na swoim "państwie" i rzucało się nożem w teren przeciwnika a z miejsca wbicia rysowało się linie do swojej granicy anektując w ten sposób ziemię przeciwnika.

w to sam grałem namiętnie! gdzieś tak w połowie lat 70-tych :->
to była chyba pierwsza moja gra podwórkowa, w dodatku jedna z ulubionych!

Dana - Pią 13 Maj, 2011 12:13

Dla mnie okres tego typu namiętności przypadał na lata 60-te :roll: .
Dodam jeszcze CHOWANEGO (pałka zapałka dwa kije, kto się nie schowa ten kryje) i PODCHODY, BIERKI i najróżniejsze gry karciane(dziecinne), np. WOJNA, GŁUPEK. Chociaż grywaliśmy też w POKERA, gdzie żetonami były drobne monety, które ja wypożyczałam do gry, bo byłam skarbnikiem SKO i miałam zawsze woreczek drobnych :peace: .

Grażyna - Pią 13 Maj, 2011 17:10

Dana napisał/a:
Grywałam też w SZPAKA i tu pamiętam do dziś swój strach, żeby nie oberwać "szpakiem" - takie przyśpieszenie nadawała mu "klipa", czyli kij, którym się odbijało.


Serdeczne dzięki Dana, za przypomnienie zabaw i ich zasad. Czy pamietasz, o co chodziło w grze w szpaka (zasady) bo ja niestety nie pamietam :-/

Dana - Pią 13 Maj, 2011 18:23

Cały dzień grzebię w pamięci ale niestety też nie pamiętam :cry: , skleroza. Coś mi się majaczy, że po wybiciu przez pierwszego gracza mierzyło się odległość krokami i stopami i porównywało z następnymi, no nie wiem. Bo ta kratka startowa to w mojej wersji nie miała podwyższenia, tylko była głęboko wyryta w ziemi, więc szpak z każdej strony mógł startować w górę.
Dana - Pią 13 Maj, 2011 18:28

A grę w kamyki też mgliście sobie przypominam - podrzucało się kamyk "matkę" i zbierało po jednym z leżących i łapało "matkę", potem zbierało się po dwa, po trzy i wszystkie na raz.
Linka - Pią 13 Maj, 2011 19:55

Ja też pamiętam grę w kamyki. Wciągająca, jak diabli :-)
karVVan - Pią 13 Maj, 2011 20:20

Grażyna napisał/a:
Czy pamietasz, o co chodziło w grze w szpaka (zasady) bo ja niestety nie pamietam

Coś mi świta,że zaczynało się od podbicia z ziemi czy z kamienia krótkiego kawałka patyka,by uderzyć w niego solidnym kijem i odbić jak najdalej.

Grażyna - Sob 14 Maj, 2011 05:06

karVVan napisał/a:
uderzyć w niego solidnym kijem i odbić jak najdalej.


No tak, ale co potem? W szpaka grywało nawet kilka osób, czy odbitego "szpaka" następny gracz musiał starać się wrzucić do kratki i wtedy mierzyło się kto najbliżej rzucił?

Dana - Sob 14 Maj, 2011 08:02

Szukałam w necie, ale tam na okrągło szpak ornitologiczny, albo Marceli albo Michał :hahaha:
wacek - Sob 14 Maj, 2011 08:19

W godzinach wolnych od zajęć spotykaliśmy się czysto na różnych zabawach. Lubiliśmy np. grę w kiczki. Brało w niej udział dwu do czterech chłopców, W płytkim skośnym dołku w ziemi ukła¬dało się wystający nieco kijek, tzw. "kiczkę". Uderzeniem palanta wybijało się ją w górę i w tym momencie podbijało palantem na jak największą odległość. Gdy przeciwnik złapał "kiczkę" w powietrzu, szedł do podbijania, gdy nieuchwycona w powietrzu upadła na ziemię, zbijał nią położony na dołku palant. Gra wymagała pewnej zręczności i wprawy, była jednak o tyle niebez¬pieczna, że chwytana w powietrzu kiczka, biła czasem boleśnie w palce, ryzyko podbicia czy nawet wybicia oka istniało także. Nam nigdy nie zdarzył się podobny wypadek.
Odmianą tej gry, była gra w szpaka", w której zamiast kiczki, używało się krótszego kołeczka zaostrzonego z obu stron stożkowato, co dawało możność do podbijania go jak kiczkę z każdego miejsca, bez potrzeby wykopywania dołku.
cytat z http://www.hrubieszow.inf...pamietniki2.htm
i jeszcze inne gry i zabawy na tej stronie


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group